wtorek, 3 grudnia

17 Września Światowy Dzień Sybiraka

Przeżyłam Syberię… Na terenie gminy Radziemice, mało kto wie o tragicznym losie rodziny Szopińskich z Łętkowic Kolonia, która przez ponad pięć lat przechodziła syberyjską katorgę.

Łętkowice, 6 marzec 2009r.

Mirosława Jasiówka, z domu Szopińska, córka Antoniego i Michaliny. Fot. Z. Paletko

17 września to nie tylko rocznica napaści na Polskę sowieckiej armii ale również Dzień Sybiraka.

17 września – w rocznicę agresji sowieckiej na Polskę z 1939 r. – obchodzony jest Dzień Sybiraka, który upamiętnia wszystkich Polaków zesłanych na Syberię oraz inne tereny Rosji i Związku Sowieckiego

Przeżyłam Syberię.  Wspomnienia Mirosławy Jasiówki z Łętkowic Kolonia.

Na terenie gminy Radziemice, mało kto wie o tragicznym losie rodziny Szopińskich z Łętkowic Kolonia, która przez ponad pięć lat przechodziła syberyjską katorgę. Mało kto wie, że Mirosława Jasiówka  to SYBIRAK. Taki sam los co Szopińskich spotkał milion dwieście tysięcy polskich obywateli, skazanych  przez ówczesny, zakłamany, komunistyczny system Związku Radzieckiego.

           Jeden z wielu dokumentów świadczące, o Syberyjskiej niewoli Mirosława Jasiówka i jej rodziny.    
      Fot. Zbigniew Pałetko 
                                        

O tych tragicznych wydarzeniach syberyjskiego zesłania wspomina Mirosława Jasiówka, z domu Szopińska, córka Antoniego i Michaliny, urodzona w 1919 roku, mieszkająca w Łętkowicach Kolonia, gmina Radziemice.

Dziadek Mirosławy – Ludwik Szopiński w 1924 roku wyjeżdżając na Wołyń pozostawił w Łętkowicach Kolonia, jednego ze swoich czterech synów  – Antoniego na 24 morgach pola wraz zabudowaniami gospodarskimi. Antoni mając lat 21 ożenił się z Michaliną z d. Nowak i posiadali czworo dzieci: Ryszarda, Winicjusza , Mirosławę i Lidię.  Antoni i Michalina wraz z czwórka dzieci żyli spokojnie i szczęśliwie w Łętkowicach do czasu II wojny światowej – napadu wojsk niemieckich na Polskę.

Rękopis Mirosławy – wspomnienia z syberyjskiej katorgi.     Fotokopia. Zbigniew Pałetko      

Od pierwszego dnia wojny ludność z zachodnich terenów polski, masowo uciekała. Wszystkimi drogami i ścieżkami szły kolumny ludzi pieszo, na rowerach, wozach konnych. Uciekali z zachodu na wschód, aby nie dostać się w ręce najeźdźców. Przez Radziemice największe nasilenie uciekinierów było w dniach od 2 do 5 września 1939 roku. Wrzesień był suchy i ciepły. Każda droga była dogodna. Wielu z nich pytało o drogę na Pinczów. Między uciekinierami były kobiety i dzieci. Zmęczeni, z odciskami na nogach, przechodząc przez wieś siadali pod drzewami prosząc o kawałek chleba, o wodę, o mleko do picia, o owoce z sadu. Po krótkim odpoczynku i posiłku szli dalej.

Przygnębiający nastrój, jaki wówczas panował wśród uciekinierów spowodował, że psychoza ucieczki udzieliła się również Antoniemu Szopińskiemu z Łętkowic. Przygotował wóz wraz z żywnością, zaprzągł jednego konia, drugiego zabrało wojsko, i wraz z żoną i czwórką dzieci wyruszył na wschód. Celem wyjazdu z Łętkowic rodziny Antoniego Szopińskiego była ucieczka przed frontem niemieckim, jak najdalej na wschód. Pragnęli dojechać do braci mieszkających w miejscowości Woronczyn na Wołyniu. W drugiej połowie, września 1939 roku, po prawie dwóch tygodniach podróży, Antoni wraz z rodziną przekroczyli Bug dojeżdżając do Włodzimierza. Z Włodzinierza do Woronczyna mieli już nie dużo kilometrów. Byli bardzo zmęczeni i pragnęli jak najszybciej dojechać. W mieście tym już rządziły wojska radzieckie wraz z bezlitosnymi oddziałami kozackimi. Po przyjeździe do Woronczyna, zdziwiony ich przyjazdem brat powiedział: Bracie, po co tu przyjechaliście, wracajcie z powrotem, ja jeszcze dziś wyruszam do Łętkowic. Tu jest źle, tu nie ma życia i wolności. Jak powiedział tak też zrobił, wieczorem odjechał. Antoni wówczas odpowiedział: Jesteśmy bardzo zmęczeni, odpoczniemy i rano wyruszamy z powrotem do domu.

Ten ranny wyjazd do domu okazał  się już niemożliwy i stał się początkiem cztero letniej wielkiej tragedii rodziny Antoniego Szopińskiego, początkiem  syberyjskiego piekła.

Każdy dzień przynosił zatrważające wiadomości. Mołotow i Ribnentrop zawarli pakt między Niemcami a Związkiem Radzieckim – zwanym IV rozbiorem Polski. Ustalili granicę na rzece Bug. Droga powrotu do domu rodzinnego w Łętkowicach została dla Szopińskich i dziesiątków tysięcy rodzin Polskich zamknięta. W pierwszych dniach grudnia 1939 roku dociera do Woronczyna wiadomość, że władze Radzieckie w Włodzimierzu mają wydawać przepustki na przekroczenie Bugu. Antoni Szopiński zaprzęga konie do wozu i wyrusza z całą rodziną do Włodzimierza. Przez dwa tygodnie bezskutecznie oczekują na wydanie przepustki. Rozgoryczeni wracają z powrotem do Woronczyna.

Początkiem 1940 rok rozpoczynają się masowe deportacje Polaków z Kresów Wschodnich do obozów w głąb Związku Radzieckiego. Polacy wywożeni są do Archangielska, Nowosybirska, na Wyspy Sołowieckie, Kołymy, Kazachstanu, Kamczatki itp. Szczegółowy opis obozów znajdzie czytelnik w trzech woluminach pt. „Archipelag Gułag”. 

W miesiącu lutym 1940 roku milicja i wojsko radzieckie przyszło w nocy po Szopińskich. Zabrali całą rodzinę i powieźli na dworzec kolejowy. Było tam już zgromadzonych dużo Polaków. Wszystkich załadowano do wagonów bydlęcych. Pociąg z zesłańcami wyruszył z Włodzimierza w niewiadomym kierunku. Wagony pociągu były przepełnione skazańcami. Jechali przeważnie nocą, przez ponad dwa tygodnie. Towarzyszył im głód i pragnienie picia. Z pragnienia i z głodu ssali własna krew po ukąszeniach pcheł. Na przystani rzecznej Ob, zesłańców załadowano na statek. Płynęli kilka dni, aby następnie po jednodniowej pieszej podróży zatrzymać się w głębi syberyjskiej tajgi. Był tam jeden tylko barak, w którym ulokowano starszych i dzieci. Pozostali budowali z gałęzi szałasy. Padały ulewne deszcze. Pojawiła się niezliczona ilość komarów. Twarz i ręce pokryły się licznymi ranami i strupami. Po dwóch miesiącach z syberyjskiej tajgi, przerzucono wszystkich do wioski w pobliżu przystani na rzece Ob. Mrozy dochodziły do 60 stopni. Śmiertelność była bardzo duża, szczególnie wśród mężczyzn pracujących przy wyrąbie drzewa. Umierali na zapalenie płuc. Jedzenie to razowy chleb – 300 gram dziennie i woda. Zupa to chleb rozpuszczony w wodzie lub woda z brukwią i z ziemniakami. Nad rzeką Ob przebywali od listopada 1940 do końca 1941 roku. W pierwszych dniach 1942 roku skazańców załadowano do wagonów i przez kilka miesięcy transportowano ich w głąb Azji do Uzbekistanu, stolicy Ałma-Ata. Zostali rozlokowani po kołchozach. Ojciec Mirosławy wysłany został do obozu w Czemkęcie, gdzie zginął 20 września 1943 roku. Rodzina nie zna miejsca pochówka Antoniego.

W kwietniu 1945 roku pozostali członkowie rodziny Szopińskich przeniesieni zostali do Czemkętu, gdzie już oczekiwali na upragniony powrót do Polski, do Łętkowic. Powrót trwał dwa tygodnie. W domu w Łętkowicach była wielka radość z upragnionej wolności, ale był również ogromy płacz i rozpacz – wrócili przecież bez Antoniego- bez męża, ojca i wujka. Pozostał na nieznanej obcej ziemi. Mirosława Jasiówka, córka Antoniego i Michaliny Szopińskich, dziś 90. letnia wdowa ze wzruszeniem i z szczegółami opowiada o tych syberyjskich latach niewoli. Opisane wspomnienia Pani Mirosławy to tylko znikome fragmenty, jakże tragicznego losu rodziny Szopińskich i miliona dwieście tysięcy polskich skazańców na syberyjską katorgę w Związku Radzieckim.

Jasiówka Mirosława, SYBIRAK, numer ewidencyjny 1471 Związku Sybiraków Oddziału w Krakowie. 

Nie można zapomnieć o naszych z Katynia, Ostaszkowa, Charkowa, Miednoje, z Ałtajskiego Kraju i spod syberyjskich śniegów. Nie wolno mam zapomnieć o tych z Wołyńskiej Ziemi, gdzie nawet nie wiadomo gdzie Krzyż postawić, w którym miejscu miałby stać, a powinien On być tak duży, aby sięgał do Nieba.

Zbigniew Pałetko